poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Wielka rodzina robotów

Polska nie należy niestety do czołówki krajów uprzemysłowionych. A nasz rodzimy przemysł nie jest szczególnie dobrze zautomatyzowany. Ale może to i dobrze, bo przewrotnie rzecz ujmując, mamy szansę osiągnąć w tym zakresie więcej niż inni. I chyba producenci robotów i manipulatorów myślą podobnie, bo oceniają, iż lata 2012-2014 zapowiadają się bardzo obiecująco. Ale najważniejsze jest to, że przemysł już chyba zrozumiał, iż od automatyzacji produkcji uciec się nie da. Niezawodność, szybkość działania i dokładność robotów są nie do zastąpienia. Bez wątpienia wart odnotowania jest również fakt, iż po roboty przemysłowe i manipulatory sięgają nie tylko duże międzynarodowe firmy, ale także niewielkie rodzime przedsiębiorstwa. Zainteresowanych tematem robotyzacji polskiego przemysłu odsyłam do najnowszego numeru magazynu „Control Engineering Polska” (http://www.controlengineering.pl), gdzie opublikowany został bardzo obszerny raport na temat preferencji dostawców i użytkowników robotów.

I tam właśnie znalazłem potwierdzenie tego mojego przewrotnego optymizmu. Ankietowani przez „Control Engineering Polska”, a wśród nich wszyscy użytkownicy i większość dostawców (61 proc.) jednoznacznie stwierdzają, że aktualna sytuacja na rynku robotyki w porównaniu z poprzednimi latami jest dobra.
IRB 6640
Optymizmem napawa to, żaden z użytkowników ani dostawców udzielających odpowiedzi nie dostrzegł pogorszenia koniunktury na polskim rynku robotyki.

I to nie jedyna ciekawa informacja na temat robotów, jaką kwiecień tego roku nam przyniósł. Otóż właśnie w kwietniu tego roku firma ABB sprzedała swojego 200-tysięcznego robota. Padło na model IRB 6640. Tyle urządzeń (dzisiaj oferowanych w 25 typach) powstało od premiery pierwszego elektryczny robota na rynku – IRB 6, w 1974 roku. „Okolicznościowy” egzemplarz trafił do Chin, do fabryki paneli słonecznych.

I tylko trochę żal, że nie udało się tego zestawienia faktów z badaniami zakończyć informacją, że „okolicznościowy” robot trafił do jednej z fabryk w Polsce. Bo przecież jest perspektywicznie i rozwojowo...



Sławomir Dolecki


wtorek, 10 kwietnia 2012

Prawo nie musi ograniczać...


Nasza ustawa o zamówieniach publicznych jest jedną z bardziej restrykcyjnych w Europie. Ustawodawca chciał w ten sposób ukrócić procedery, które – mówiąc delikatnie – nie zawsze nosiły znamiona etycznego biznesu. Teraz prawo to stało się dla wielu firm mocnym ogranicznikiem, a przynajmniej doskonałym pretekstem do rozpisywania przetargów, w których głównym, ba, jedynym kryterium jest cena. A może to być (i najczęściej jest!) poważną blokadą rozwoju naszej energetyki. Oczywiście rozwoju, który uwzględnia nie tylko rozbudowę sieci, ale także zwiększenie jej nowoczesności i niezawodności. Nie mówiąc już o efektywności. Do takich wniosków doszli uczestnicy niedawnego Forum Efektywności Energetycznej, gdy zastanawiali się nad barierami jej rozwoju.

Sprawę poruszył Tomasz Wolanowski, dyrektor handlowy Dywizji Produkty Energetyki i Systemy Energetyki ABB. Zgodzili się z nim wszyscy paneliści. Nie ma takiej fizycznej możliwości, żeby produkt, który w przetargu okazał się najtańszy był jednocześnie najlepszej jakości i spełniał parametry efektywnościowe.
– Ustawa o przetargach publicznych w ogóle nie uwzględnia elementu efektywności energetycznej, gdzie cena nie może być głównym wyznacznikiem – dodał Krzysztof Skowroński, wiceprezes Dalkia Energy&Technical Solutions. – Jeśli to się nie zmieni to wiele firm nadal będzie bezrefleksyjnie stosować zapisy ustawy.

Dlaczego bezrefleksyjnie? Ponieważ okazuje się, że na podstawie tej samej ustawy i tych samych rozporządzeń można modernizować infrastrukturę, uwzględniając wszystkie aspekty rozwoju sieci. Dowodem posłużył Tomasz Wolanowski, który przytoczył przykład dwóch polskim firm, rozpisujących w tym samym czasie przetarg na identyczne urządzenia. W obu przypadkach podstawą była ta sama ustawa o zamówieniach publicznych. Jedna z firm jako jedyne kryterium postawiła cenę. Druga również, ale w specyfikacji technicznej wpisała parametry, które spełnić może tylko i wyłącznie urządzenie najwyższej jakości, o podwyższonej sprawności energetycznej i minimalnych stratach. I wśród takich wyśrubowanych norm o wyborze miała zadecydować... cena.

Można? Można. Bo okazuje się, że o inwestycjach decyduje nie tylko prawo, ale także ludzie. A może przede wszystkim oni. I jeśli tylko chcą zrobić coś porządnie, to prawo im w tym nie przeszkodzi. A z drugiej strony, jeśli im nie zależy, to prawo też nie będzie w stanie zmusić ich do rzetelnej roboty.


Sławomir Dolecki