Wenecja, fot. NASA |
Spokojnie. Nie będę budował atmosfery grozy rodem z horrorów klasy B i od razu przyznam, że tytuł jest mocno przewrotny. Choć – z drugiej strony – nie bezpodstawny. Faktem bowiem pozostaje, iż Wenecja od zawsze borykała się z powodziami i podtopieniami. I sytuacja osiągnęła już taki stan, że według ekspertów, jeśli nic w tej materii nie zostanie zrobione, to za 50 lat gondolierów obejrzymy tylko na starych fotografiach...
Wenecja i jej laguna to cywilizacyjna i geograficzna perełka wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ale jednocześnie jest to przekleństwo tego zakątka Włoch. Położona na 118 wyspach, stanowiąca fundament miasta Laguna Wenecka – duża zatoka połączona z Morzem Adriatyckim trzema przesmykami – stała się obecnie realnym zagrożeniem. Coś, co wenecjanie nazywają „Acqua Alta”, czyli wyjątkowo wysoki przypływ, pojawia się tam coraz częściej, nawet co cztery lata. Wówczas ponad połowa „suchej” powierzchni miasta znajduje się pod wodą. Kilka razy w roku woda podnosi się na tyle, że osuwający się grunt i erozja stwarzają realne zagrożenie dla wąskich uliczek i zabytkowych budynków.
Na szczęście jednak włoskie Ministerstwo Infrastruktury i Transportu rozpoczęło duży projekt inżynierski, który ma zapobiec tytułowej zagładzie miasta. W newralgicznych miejscach, w ciągu najbliższych lat, powstanie system śluz przeciwpowodziowych. Przewidywany koszt inwestycji to 6,7 mld dolarów. Za te pieniądze powstanie system ochrony przeciwpowodziowej MOSE (Modulo Sperimentale Elettromeccanicoor – Eksperymentalny Moduł Elektromechaniczny). Moim zdaniem, będzie to jeden z największych i najciekawszych projektów inżynierskich ostatnich lat. Poprzednie gigantyczne śluzy przecipowodziowe powstawały w Holandii, chroniąc ten kraj – leżący w dużej części w depresji – przed bezlitosnymi wodami Morza Północnego.
Wracając jednak na drugi skraj kontynentu - inwestycja w Wenecji będzie największym projektem w zakresie prac publicznych, jaki kiedykolwiek realizowano we Włoszech. Jego ukończenie planowane jest na czerwiec 2015 roku. Wówczas miasto będzie chronił system zapór, śluz wodnych i falochronów. Pierwszy poziom ochrony to szereg podwodnych śluz, które będą się podnosić tworząc zaporę w trzech przesmykach za każdym razem, gdy poziom wody podniesie o 110 cm powyżej normy. Odizoluje to lagunę od nadchodzących przypływów i zagwarantuje ochronę przed wodą o wysokości do 3 metrów powyżej normy.
I wróćmy po raz kolejny do przewrotnego tytułu, żeby go choć trochę uzasadnić. Firma ABB weźmie udział w tym projekcie. Będzie to ważny element całości, bowiem spółka dostała zlecenie na przygotowanie zintegrowanego systemu elektryki i automatyki do zasilania i sterowania śluzą nawigacyjną na przesmyku Malamacco, która jest najdłuższą spośród czterech budowanych śluz. To ważny element infrastruktury, ponieważ ta konstrukcja pozwoli dużym statkom na wpłynięcie lub wypłynięcie z obszaru laguny, nawet jeśli zapory są zamknięte. Ma 370 metrów długości oraz 48 metrów szerokości i działa na tej samej zasadzie, co śluza na kanale.
I nie bez powodu przywołałem wcześniej Holandię, jako kraj, który podobne rozwiązania z dużym powodzeniem instalował. Tam też – w 2012 roku – firma ABB zainstalowała rozproszony system sterowania w kilku ogromnych, obrotowych wrotach przeciwsztormowych, wśród których jest zapora Maeslant, chroniąca Rotterdam – najczęściej wykorzystywany port w Europie i drugie co do wielkości miasto Holandii – przed wysokim poziomem wody zalewowej. Zapora Maeslant jest jednym z największych ruchomych urządzeń na Ziemi i została oddana do użytku w 1997 roku.
I skoro już wcześniej myśl inżynierska ABB przyczyniła się do uratowania przed zagładą Rotterdamu, to z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że za 50 lat weneccy gondolierzy wciąż będą mieli co robić. I tym samym podstawy do budowania atmosfery grozy stają się nieaktualne...
Sławomir Dolecki