Jeszcze kilka lat temu taki rozwój wydarzeń nikomu nie przychodził do głowy, czego najlepszym dowodem są zapisy w „Polityce Energetycznej Polski do 2030 roku”. Choć od jej opublikowania minęły zaledwie trzy lata, to już widać, że zapisy te trzeba będzie modyfikować. Na szczęście stosowna uchwała Rady Ministrów przewidziała możliwość wprowadzania zmian w dokumencie.
Dzień wiatraków na morzu
A cała sprawa idzie o wiatraki, które mają stanąć na Bałtyku. Niedawno mówiło się o nich tylko w kontekście Niemiec lub Wielkiej Brytanii. O takich inwestycjach wzdłuż naszego wybrzeża myśleli tylko wizjonerzy-optymiści, no i może kilku zadeklarowanych ekologów. A mówiąc bardziej poważnie, to rzeczywiście nikt nie przewidywał, że tak szybko teoria zacznie się w naszych warunkach urzeczywistniać. Co prawda jeszcze żaden wiatrak na bałtyckich wodach nie stanął, ale pierwsze pieniądze z koncesji do Skarbu Państwa już wpłynęły, co oznacza, że inwestorzy bardzo poważnie podchodzą do sprawy.
Właśnie morskim systemom energetycznym poświęcona było niedawna debata zorganizowana przez Społeczną Radę ds. Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej. Był to zresztą dzień szczególny, bowiem w tym samym momencie, o kwestii wiatraków przy polskim wybrzeżu Bałtyku mówił również minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej podczas VII Forum Energetycznego w Sopocie. Konkluzja płynąca z obu spotkań jest podobna – wiatraki na morzu, w polskiej strefie ekonomicznej muszą stanąć, bo to najbardziej efektywne rozwiązanie i powodujące bez porównania mniej problemów społecznych. I podobnie myślą chyba również inwestorzy, bo do tej pory złożyli w sumie kilkadziesiąt wniosków, z czego wydano już 14 pozwoleń, a Skarb Państwa wzbogacił się dzięki temu o ponad 90 mln zł z tytułu opłat koncesyjnych.
Przerasta nas nawet wersja pesymistyczna
Według szacunków Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej do 2020 roku powinno „płynąć” z Bałtyku od 0,6 GW (wersja pesymistyczna) do 0,9 GW mocy (wersja optymistyczna). Łącznie do 2030 roku mamy szansę pozyskiwać od 5 GW do 9,3 GW. W tym kontekście pojawia się problem techniczny, związany z odbiorem tej mocy, dlatego właśnie pojawiła się koncepcja Szyny Bałtyckiej. Ma ona stanowić główną oś przesyłową Polskich Sieci Morskich, składającą się z podmorskiego kabla stałoprądowego 400 kV o długości ok. 350 km, biegnącego wzdłuż brzegu oraz 3-4 węzłowych morskich stacji wysokiego napięcia. Dzięki tej podwodnej sieci uda się ograniczyć kablowe „wyjścia” na ląd do dwóch, trzech punktów styku.
Co prawda ograniczy to znacząco koszty infrastruktury, nie zmniejszy jednak potencjalnych problemów z odbiorem mocy. PSE-Operator nie ukrywa, że do 2020 roku będzie w stanie przyłączyć do sieci morskie farmy wiatrowe o maksymalnej mocy łącznej 1 GW. I do tego momentu wystarczy. Jednak do 2025 roku działania modernizacyjne pozwolą przyłączyć kolejny jeden gigawat, a prognozy Fundacji nawet w wersji pesymistycznej mówią o zainstalowaniu 2,5 GW (lub 6,3 GW) mocy. Jednak zdaniem Cezarego Szweda, dyrektora Departamentu Rozwoju Systemu PSE-Operator, problemem nie jest jedynie techniczna rozbudowa sieci i stworzenie kolejnych punktów styku, ale także bilans energetyczny, czyli możliwość przyjęcia określonej nieregularnie pozyskiwanej mocy do systemu.
I tu pojawia się kolejna zaleta planowanej Szyny Bałtyckiej. Umożliwi ona bowiem integrację naszych morskich farm wiatrowych z sieciami przesyłowymi innych krajów, przede wszystkim Niemiec, Szwecji i Litwy, co z kolei pozwoli lepiej wykorzystać to niestabilne źródło energii i wyprowadzić wygenerowaną moc.
Źródło, jakie nam się nie śni
Jak na razie koncepcja Szyny Bałtyckiej nie ma swojego odpowiednika na świecie. Zbliżony projekt rodzi się na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, jednak poza tym, że jest w planach, niewiele więcej o nim wiadomo. Wszystkie istniejące na świecie instalacje HVDC realizowane są z punktu do punktu i składają się z jednej linii przesyłowej. Na Bałtyku (i w USA) planowana jest podwodna sieć.
Dlaczego nikt jej jeszcze nie zbudował? Problemem dotychczas nie były koszty inwestycyjne, logistyka czy prawo, ale niedopracowana i niepełna technologia. Brakowało na przykład systemu zabezpieczeń dla sieci prądu stałego. Przełomowy okazał się jednak ten rok. Na rynku pojawił się pierwszy, i jak na razie jedyny, wyłącznik prądu stałego wysokiego napięcia. Tym samy inżynierowie ABB po wielu latach badań rozwiązali elektrotechniczną łamigłówkę, która stawiała przeszkody na drodze rozwoju sieci DC od ponad 100 lat. Wyłącznik przeszedł już próby techniczne i od listopada jest oficjalnie zarejestrowanym produktem. Jarosław Sokołowski z ABB nie ukrywa, że choć odkrycie, które pozwala „przerywać” przepływ energii elektrycznej o mocy 1 GW w ciągu 5 ms, daje zupełnie nową perspektywę rozwoju sieci HVDC, to wciąż nie są to zagadnienia łatwe czy tanie. Ale – i to jest najważniejsze – technicznie możliwe.
Sprawa morskich farm wiatrowych na naszym morzu (w tym Szyny Bałtyckiej) leży teraz w gestii Ministerstwa Gospodarki. Trwają tam obecnie prace nad modyfikacją „Polityki Energetycznej Polski do 2030 roku”. I choć dokument ma zaledwie trzy lata, to już wiadomo, że rzeczywistość skutecznie zdystansowała prawo. Nie ma w tym opracowaniu ani słowa o gazie z łupków, ani słowa o wiatrakach na sztucznych morskich wyspach i zapewne ani słowa o rzeczach, o których na razie nam się nie śni, ale za trzy lata będą doskonałym źródłem energii...
Sławomir Dolecki