czwartek, 24 stycznia 2013

Globalnie czy lokalnie? Ot, dylemat

Poparcie Polaków dla budowy elektrowni atomowej w naszym kraju wciąż rośnie. Jednocześnie rosną także nakłady na energetykę odnawialną, która dla wielu przeciwników żółtej koniczyny, jest doskonałą alternatywną jądrowej technologii. I to zestawienie informacji jest jednym z praktycznych przykładów ścierania się odmiennych idei. Zwolennicy kontra przeciwnicy. Lub odwrotnie. Zamiast przykuwać się do drzew, trzeba dyskutować, przekonywać i wyciągać wnioski. A potem podejmować mądre decyzje.

Atom TAK, ale nie obok mnie

Ktoś może mi zarzucić, że powyższe zestawienie jest zupełnie nieadekwatne, bo elektrownia atomowa to gigantyczna inwestycja, która ma służyć całemu krajowi, a modernizacja lokalnej kotłowni zaledwie kilkudziesięciu rodzinom. Przypominam jednak, że wciąż nie udało się w sposób przekonujący rozstrzygnąć sporu czy należy inwestować w ogromne moce wytwórcze czy szukać oszczędności poprzez mikrogenerację i efektywność w skali lokalnej. Na razie oba scenariusze realizowane są równolegle, choć atomówka wciąż tylko teoretycznie.
Jednak, aby nie szafować jedynie słowami warto przytoczyć trochę faktów. Z najnowszych badań SMG/KRC wynika, że za budową w Polsce elektrowni atomowej opowiada się już ponad połowa Polaków, a dokładnie 56 proc. To wzrost o 5 punktów w stosunku do poprzedniego badania przeprowadzonego w marcu 2012. Zmniejszyła się jednocześnie liczba przeciwników – do 40 proc. To efekty kampanii "Poznaj atom. Porozmawiajmy o Polsce z energią", prowadzonej przez Ministerstwo Gospodarki. Wyniki są imponujące. Jednak jeśli przyjrzymy się entuzjazmowi osób, które w przyszłości być może będą sąsiadami atomówki, to optymizm staje się bardziej umiarkowany. Tu niby także odsetek zwolenników wzrósł, jednak z 36 do 41 proc. Przeciwnicy natomiast stanowią 57 proc. ankietowanych.
Co prawda ekolodzy zarzucają rządowi, że jest to kampania propagandowa, a nie informacyjna, bo tak naprawdę o negatywnych stronach energetyki atomowej dowiedzieć się z niej nie można, ale zostawmy to. W sumie ważne jest, że aż 71 proc. Polaków uważa temat energetyki jądrowej za niezwykle istotny, a za świadomością wagi problemu idzie zazwyczaj potrzeba poszukiwania informacji. Ekolodzy będą więc mieli szansę nadrobić te rządowe braki.
Można więc ostrożnie wyciągnąć wniosek, że przy takim poparciu społecznym rząd nie będzie miał obaw i wkrótce rozpocznie budowę elektrowni atomowej.

Pompy ciepła dla małych gmin

Jak już wspomniałem, po drugiej stronie tego sporu jest energetyka odnawialna. Wspierana finansowo i prawnie z wielu stron. Ostatnio coraz częściej do hojnych źródeł finansowania OZE dołączają także samorządy lokalne. Dzięki ich zaangażowaniu powstają małe, lokalne instalacje, rozwiązujące ekologiczne i energetyczne problemy ludzi w konkretnych wsiach i gminach. To perspektywa lokalna, zupełnie odmienna, co nie musi przecież oznaczać, że gorsza. Albo mniej skuteczna.
Dwa przykłady tylko z grudnia ubiegłego roku. Zarząd województwa opolskiego przyznał samorządom i instytucjom publicznym 22 mln zł na projekty obejmujące energetykę odnawialną. A cztery dni później pojawiła się informacja, że 24 mln zł dofinansowania mogą uzyskać m.in. samorządy i firmy na projekty związane z odnawialnymi źródłami energii, takie jak budowa biogazowni czy elektrowni wiatrowych w Podlaskiem. Pieniądze są oczywiście jak najbardziej unijne, ale mimo tak ogromnych potrzeb niemal we wszystkich sferach życia cześć z nich wspiera jednak OZE. Znaczy, widać korzyści.
Nie będę się rozpisywał kto, ile i na co dostanie, bo są to tak naprawdę szczegóły. Jedynie da przykładu podam, że niewielkie tysiące złotych pójdą na pompy ciepła, wspomagające pracę lokalnej kotłowni w gminie Łubniany, a Dom Pomocy Społecznej w Klisinie z dofinansowaniem w wysokości prawie 3 mln zł zafunduje sobie solary oraz pompy ciepła do ogrzewania swoich budynków. Prawie 2 mln zł dofinansowania na projekt ogrzewania hali widowiskowo-sportowej dostanie też gm. Krapkowice.

Czy czekamy na dobry nastrój?

Przy potencjalnych kosztach elektrowni atomowej, sięgających od 10 mld euro (zwolennicy) do 100 mld zł (przeciwnicy budowy), są to rzeczywiście „niewielkie tysiące”. I oczywiście przynoszą po wielokroć mniejsze efekty. Ale w tym całym szumie informacyjnym, w sporze dotyczącym przyszłości polskiej energetyki, w burzliwych dyskusjach zwolenników z przeciwnikami, najbardziej brakuje chyba rzeczowego, obiektywnego zestawienia kosztów i zysków tych – tak odmiennych – rodzajów inwestycji. Bo to nie do końca prawda, co napisałem powyżej, że musi to być alternatywa. To może być przecież koegzystencja, tylko trzeba ustalić jej zasady i proporcje, żeby opracować spójny plan inwestycyjny.
Ale być może kwestie energetyki są w Polsce na tyle „polityczne”, że nie ma już w kraju eksperta, który byłby uznanym autorytetem dla obu stron. Specjalisty, którego wyliczenia stałyby się podstawą do porządnej rzeczowej dyskusji. Na razie bowiem pozostaje nam uczestniczenie w dyskusjach i forach tematycznych: albo na temat świetlanej przyszłości energetyki atomowej, albo zbawiennych skutków OZE i mikrogeneracji. Jednak w ten sposób nie znajdujemy zbioru wspólnego, czym na starcie pozbawiamy się możliwości dojścia do konstruktywnych wniosków. A szkoda, bo o ile jałowe spory tzw. ekspertów nie są szczególne szkodliwe, choć wstrzymują działania, to konieczność wyłączania w nieodległej przyszłości bloków energetycznych i deficyt energii rysują się całkiem realnie. Ale kto wie, może przy świecach będzie lepszy nastrój do dobrej dyskusji na temat przyszłości polskiej energetyki...


Sławomir Dolecki