Dzisiaj rzucimy okiem za ocean, gdzie zagadnienia energetyki i ochrony środowiska nigdy nie były na pierwszym planie. Mało tego, wiele osób ma za złe Amerykanom, że nad kwestie ochrony klimatu przekładają biznes, nie „gnębiąc” przedsiębiorstw nadmiernymi obciążenia i rygorami w związku z emisją gazów cieplarnianych. Fakt, ich gospodarka jest konkurencyjna w stosunku do europejskiej, ale to właśnie USA stanowczo odmówiły przystąpienia do protokołu z Kioto, którego celem była redukcja emisji w skali globalnej. Dotychczas ekologia przegrywała tam z ekonomią.
Długa i trudna droga
To się jednak zaczyna zmieniać. Nie tak dawno, podczas przemówienia inauguracyjnego prezydent Barack Obama zapowiedział większe inwestycje w odnawialne źródła energii oraz walkę za zmianami klimatycznymi. Jednoznacznie przyznał, że jednym z obowiązków Ameryki jest zachowanie planety w dobrej kondycji dla przyszłych pokoleń. Zapowiedział stanowczą reakcję na zagrożenia zmianami klimatycznymi. To niezwykle ważna deklaracja, bo być może skieruje jednego z największych na planecie „trucicieli” na drogę do gospodarki niskoemisyjnej i efektywniejszej energetycznie.
W tym samy przemówieniu nowy-stary prezydent zapowiedział inwestycje w odnawialne źródła energii. A dotychczasową politykę USA w tej kwestii skwitował krótko:
„Ameryka nie może opierać się tym zmianom, musimy je wprowadzić. Nie można scedować na inne narody technologii, które będą tworzyły wiele nowych miejsc pracy i nowych gałęzi przemysłu.”Nie ukrywał przy tym przekonania, że droga w kierunku odnawialnych źródeł energii będzie dla Stanów Zjednoczonych długa i czasami trudna.
Słowa w czyny
Ale dlaczego ja dzisiaj o tym odległym miejscu świata? A po pierwsze dlatego, że może wreszcie Ameryka dołączy do krajów, którym dobro całej planety leży na sercu. Bo za nią pójdą inni oporni, a siła USA pozwoli egzekwować wiele ustaleń i regulacji, co summa summarum odbędzie się z korzyścią da nas wszystkich. Po drugie dlatego, że jeśli w USA zaczynają się inwestycje w jakąś gałąź przemysłu, to oznacza, że ktoś zwęszył dobry interes. A po trzecie, przy tej okazji mieliśmy małą, dyskretną ale niezwykle ciekawą lekcję wdrażania słów w czyny. Niewiele czasu minęło od powyższych słów Prezydenta USA, a już Amerykańska Federalna Komisja Regulacji Energetyki (FERC) zaproponowała nowe rozwiązania prawne, które mają zredukować koszty i formalności w przyłączaniu do sieci energetycznych niewielkich, rozproszonych źródeł energii.
Cała reforma ma przede wszystkim znieść bariery w rozwoju nowych źródeł energii i pozwolić na znacznie efektywniejsze ich wykorzystanie. Dotyczy to przede wszystkim współpracy z operatorami sieci energetycznych oraz tzw. szybkiej ścieżki regulacyjnej dla źródeł nie przekraczających 5 MW mocy.
Sekret sukcesu
Nie jestem przesadnym zwolennikiem amerykańskiej polityki, ale potrafię docenić rzeczy, które na naszym podwórku nie działają tak dobrze. Ta lekcja, którą administracja USA dała Europie, a pośrednio również Polsce pokazuje, że regulacje prawne o niezwykłej wadze dla gospodarki (czytaj ustawy energetyczne, w tym o OZE) nie muszą wałkować się w trybach parlamentarnych latami. Jeśli ludzie chcą coś wytwarzać, a inni ludzie chcą to kupować, to nie należy tworzyć nadmiernych i skomplikowanych regulacji, bo być może morduje się w ten sposób oddolne inicjatywy.
W naszym kraju jest klimat dla odnawialnych źródeł energii. Wciąż jednak brakuje jasnych, jednoznacznych i dobrych regulacji, które potrafiłyby ten „klimat” zamienić w dobry biznes. A powyższy przykład pokazuje, że być może w tym właśnie tkwi sekret sukcesów amerykańskiej gospodarki.
Sławomir Dolecki