piątek, 16 marca 2012

Czy Polacy mają świadomość energetyczną?

Pytanie nie jest ani złośliwe, ani podchwytliwe. Pojawiło się jako reakcja na wizję  wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka. Otóż zapowiedział on kilka dni temu, że wkrótce otworzy się możliwość, by w każdym domu powstała „mikroelektrownia zielonej energii”.
– Nowym kierunkiem działań w dziedzinie energetyki będzie promocja małych projektów energetycznych, wykorzystujących lokalnie dostępne zasoby – powiedział wicepremier.
I powiało optymizmem. Optymizmem przesyconym nieprawdopodobną wiarą w skuteczność najprostszych rozwiązań.
– Promocja mikroinstalacji jest szansą dla Polski na budowanie nowoczesnego i innowacyjnego rynku urządzeń energetyki rozproszonej zarówno dla potrzeb wewnętrznych naszego kraju, jak i na eksport – zaznaczył Waldemar Pawlak.
I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie... rzeczywistość. Bo oddanie dzisiaj wyprodukowanej „w domu” energii do sieci, mimo iż firmy energetyczne mają obowiązek ją przyjąć, jest drogą przez mękę. Każdy właściciel przydomowego wiatraka czy małej elektrowni wodnej mógłby na ten temat opowiedzieć wiele historii. Nie zawsze ciekawych. Oczywiście taką argumentację premier zna, dlatego zaznaczył, że Ministerstwo Gospodarki przygotowało przepisy, umożliwiające sprzedaż energii elektrycznej wytworzonej w mikroinstalacji na zasadach preferencyjnych.

Źródło: ogrzewnictwo.pl


Optymizm rządzących jest godny pozazdroszczenia, ale najlepszym komentarzem jest fakt, że główni zainteresowani, a więc Towarzystwo Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych, Towarzystwo Elektrowni Wodnych oraz Stowarzyszeniem Energii Odnawialnej zgłosili łącznie ponad pięćdziesiąt szczegółowych uwag do ustawy o odnawialnych źródłach energii, na którą powołuje się premier Pawlak. Dotyczą one nie tylko kwestii finansowych czy technicznych, ale także prawidłowości zdefiniowana wielu pojęć, a więc rzeczy elementarnych. Towarzystwa te zakwestionowały między innymi brak ułatwień dla inwestycji w tym sektorze, niestabilność warunków ekonomicznych wynikającą z proponowanych rozwiązań oraz ryzyko spadku inwestycji w źródła OZE, które mogą skutkować brakiem spełniania obowiązków wynikających z przyjętych przez Polskę zobowiązań międzynarodowych.
A co ma do tego świadomość energetyczna Polaków? Ano ma, bo przecież minister gospodarki chce, żeby to właśnie statystyczny Kowalski zbudował „mikroelektrownię”. A jak na razie w naszym 40-milionowym kraju ze swojego ustawowego prawa zmiany dostawcy energii skorzystało zaledwie 13 tysięcy gospodarstw domowych. Urząd Regulacji Energetyki nazywa ich „aktywnymi odbiorcami”. A ilu wśród nich zdecyduje się na inwestycje w generatory energii? Czy będzie ich wystarczająco wielu, by stało się to „szansą dla Polski na budowanie nowoczesnego i innowacyjnego rynku urządzeń energetyki rozproszonej”?

Sławomir Dolecki